być na odwrót.
- Zapewne lord Stiveton - powiedział Althorpe, przeciągając zgłoski. - Nie zamierzam przedstawiać się panu w takich okolicznościach! Precz od mojej córki! Victoria powoli odzyskiwała zdolność myślenia. Ojciec nienawidził scen, zwłaszcza z jej udziałem. Na pewno nie wrzeszczałby i nie tupał nogami, gdyby nie było już za późno na zachowanie dyskrecji. Najwyraźniej próbował ratować swoje dobre imię. Obejrzała się i serce w niej zamarło. - Niech to diabli! - wyszeptała. - Nie taki koniec sobie wyobrażałem - mruknął Althorpe, wcale nie zbity z tropu. Na drugim brzegu jeziorka stali chyba wszyscy goście lady Franton, szepcząc, chichocząc i pokazując ich palcami. Wyglądało na to, że świadkiem najnowszego wybryku Victorii było pół Londynu. - Jak śmie pan traktować moją córkę w taki sposób! Z tłumu wyszła jej matka i stanęła u boku męża. -Jak mogłaś, Victorio? Rób, co każe ojciec, i odsuń się od tego łotra! Victoria usiłowała pozbierać myśli. Nadal czuła się oszołomiona. - To tylko pocałunek, mamo - powiedziała, siląc się na spokojny ton. - Tylko pocałunek? - przemówiła lady Franton surowym głosem. - On cię rozbierał! - Wcale nie... W tym momencie w krąg światła wszedł gospodarz. Za nim stanęło kilku rosłych lokajów. - Przekroczyłeś granice przyzwoitości, Althorpe! - oświadczył lord Franton. - Zaprosiłem cię z szacunku dla twojego nieżyjącego brata. Najwyraźniej jednak nie potrafisz zachować się stosownie do swojej pozycji... - Czy mogę coś zaproponować? - odezwał się markiz z taką swobodą, jakby rozmawiał o pogodzie. Bez wątpienia nie raz musiał stawiać czoło gniewnemu tłumowi. Natomiast Victoria była przerażona. Publiczne całowanie się ze znanym uwodzicielem nie mieściło się w kategoriach niewinnej, wesołej zabawy. W dodatku wszyscy widzieli ją prawie nagą! - Zaproponować? - powtórzył lord Franton z pogardą. - Możesz zrobić tylko jedną rzecz i nie sądź, że pomoże ci strojenie sobie żartów... - Zanim dokończy pan tyradę, coś wyjaśnię - przerwał mu Althorpe. - Wróciłem do Anglii z zamiarem wzięcia na siebie obowiązków związanych z tytułem. Gdy w ogrodzie nagle zapadła cisza, Victoria zaryzykowała spojrzenie na markiza. - Nie zamierzam narażać na szwank niczyjej reputacji z powodu chwili nieostrożności - ciągnął dalej lekkim tonem. - Dlatego zrobię, co należy, lordzie Franton, i ożenię się z lady Victorią. Czy to pana usatysfakcjonuje?