Pokojówki skracały sobie drogę plotkowaniem. W innej
scenerii Tempera słuchałaby ich i, być może, dowiedziałaby się czegoś pożytecznego. Teraz jednak pochłonęły ją całkowicie 37 dzikie orchidee i żółte fritilarie, białe i liliowe krokusy, szkarłatne soldanelle i inne alpejskie rośliny. Powóz wspinał się coraz wyżej. Nagle przed nimi, wysoko na cyplu — Tempera była pewna, że jest to St. Hospice — na błękitnym niebie zarysowała się sylwetka zamku. — Co to za budowla? — spytała siedzącą obok pokojówkę. — To Chateau Bellevue. Właśnie tam jedziemy — rzuciła panna Briggs, obojętnie spoglądając na zamek, zła, że przerwano jej konwersację. — To tutaj mieszka książę? — w pytaniu Tempery brzmiał ogromny podziw. — Robi wrażenie, prawda? — zauważyła panna Briggs. Trudno opisać wrażenie, jakie gmach wywarł na Temperze. Przypominał średniowieczną budowlę obronną strzegącą całej okolicy i zapewne dlatego wydało jej się, że jest to unowocześniona stara twierdza. Okazało się jednak, że ojciec księcia kazał go wznieść na początku lat osiemdziesiątych dziewiętnastego stulecia, to jest w tym samym czasie, kiedy premier, markiz Salisbury, budował swoją willę. Być może po to, by wszystkich olśnić, szósty z rodu książę Chevingham sprowadził architekta z Włoch, który na jego życzenie skopiował jeden ze słynnych zamków Italii. Przedtem wspólnie wybrali odpowiednie, najpiękniejsze w okolicy miejsce, z którego rozciągała się panorama całego wybrzeża. Budowlę ulokowano na samym szczycie urwiska, skąd było dobrze widać wioskę Beaulieu i przylądek St. Hospice. Z jednej strony zamku Bellevue wysoki na tysiąc stóp brzeg 38 urywał się nagle, tworząc stromy, prawie pionowy uskok. Zamek sprawiał wrażenie, jakby za chwilę wiatr miał go strącić w przepaść i roztrzaskać o strome skały. Jednak z drugiej strony był solidnie podparty. Tu okna wychodziły na dolinę okoloną wzgórzami, za którymi w oddali połyskiwały wysokie szczyty gór. Ogrody, które rozciągały się na zboczu pod zamkiem, należały, jak się Tempera potem dowiedziała, do najbardziej egzotycznych i najwspanialszych w okolicy. Kiedy powóz przejechał pod łukiem bramy, rzuciła się w oczy ogromna obfitość barw. Serce Tempery zaczęło bić żywiej. Nie wyobrażała sobie, że bugenwilla może kwitnąć takim lśniącym szkarłatem, a wonne, pnące geranium mienić się tyloma odcieniami różu. Migotliwa gra słońca i cienia na murach z pewnością zachwyciłaby jej ojca. Ona także, kiedy wyjrzała przez okno wychodzące na morze, była urzeczona widokiem, który się jej ukazał. Tuż po przybyciu do zamku musiała znaleźć sypialnię