Lindsey zalał się rumieńcem i wypił łyk kawy.
A wtedy Kelly odłożyła kredki i wstała. Poszła do holu, a potem schodami na górę. Laura usłyszała jej głos, a potem szept Richarda. Dziewczynka wróciła biegiem i zatrzymała się na środku pokoju. - To on. Pokazała za siebie palcem. Richarda tam nie było. , Kelly pomaszerowała z powrotem i kilka chwil później wróciła, ciągnąc go za rękę. Wprowadziła go w obręb światła. - To mój tatuś. Richard spojrzał w dół na dziewczynkę, ujęty jej gestem. Wziął głęboki wdech, zrobił krok do przodu i odchylił głowę do tyłu, żeby zgromadzeni mogli popatrzeć na bestię. Laura odstawiła karafkę i podeszła do niego. Stanęła u jego boku, wzięła go za rękę i czekała na ciosy. Na spojrzenia pełne odrazy. Nic takiego nie nadeszło. - Dzień dobry, panie Blackthorne - powiedział Mark, pod chodząc wolno. - Miło mi w końcu pana poznać. Podali sobie ręce. Mark przedstawił siebie, swojego partnera, a potem resztę obecnych. Richard uśmiechnął się, kiwnął głową. Cały czas zachodził w głowę, kiedy się zacznie. Kiedy znowu pojawi się ból. Ale nic się nie działo. Nic. Nagle usłyszeli brzęk tłuczonego szkła. Podłogę za ich plecami zasypały odłamki. Richard podbiegł tam i odsunął zasłony na oszklonych drzwiach. - Mark, w schowku koło kuchni jest młotek, gwoździe i pa rę desek. Policjant pobiegł po nie, po czym razem z Richardem zabezpieczyli okno. Laura zmiotła szkło. Pomagał jej Richard. Gdy wstał z klęczek, bez słowa wzięła od niego szufelkę i poszła do kuchni. Zmarszczył czoło. Coś było nie tak. Zaczął go męczyć niepokój. Lecz nie miał jak z nią porozmawiać, bo ani przez chwilę nie byli sami. Otaczało ich za dużo ludzi. A Richard musiał przyznać, że niełatwo mu było nawyknąć do ich obecności. Poszedł do biblioteki. Na sofie leżał pogrążony w lekturze Mark. Młody policjant zerwał się i zalał rumieńcem. - Przepraszam za wścibstwo, ale ta biblioteka jest po prostu niesamowita. Wskazał półki z książkami. - Możesz pożyczyć, co tylko chcesz, Mark. Cóż za pożytek z książek, jeśli nikt ich nie czyta? Podszedł do małego stolika i wziął do ręki karafkę. Nalał do szklanki brandy. Zaproponował Markowi, ale oficer wymówił się tym, że nadal jest na służbie. Richard usiadł w skórzanym fotelu przy biurku. Przypomniał sobie, jak wyglądała Laura, gdy siedziała w tym miejscu i przeglądała jego papiery oraz zdjęcia. Niewiele wtedy miała na sobie. Chciałby, żeby burza się już skończyła i żeby mógł pójść z nią do łóżka. -Ludzie się ciebie boją - powiedział Mark. -Wiem. -Bez powodu. Richard