Tylko że zostawił za sobą sporo niedokończonych spraw.
Od jego ostatniego pobytu na południu Kalifornii minęły lata; choć okolica się zmieniła, majestatyczne palmy i kosmiczne łuki restauracji Encounters na lotnisku LAX przypominały mu chwile, o których wolałby zapomnieć. Wjechał na autostradę. Nie widział okolicznych wzgórz – uniemożliwiał to gęsty smog. Majstrował przy pokrętle klimatyzacji, by uporać się z coraz wyższą temperaturą. Budynki wynurzały się nieoczekiwanie z rozgrzanego powietrza. Instynktownie jechał do swojej starej dzielnicy, niedaleko Culver City. Niewiele się tu zmieniło. Wyższe drzewa, gęstsze zarośla, cała okolica podupadła, o czym świadczyły popękane chodniki i żelazne pręty w oknach. Jego stary dom wyglądał właściwie tak samo. W ciągu minionych dwunastu lat pomalowano go na gołębio-szary kolor; dziś dobrze zrobiłaby mu warstwa świeżej farby. Wypaczone drzwi garażu nie domykały się, podwórze zarosło suchą teraz trawą. Chwasty żółkły na wypłowiałej od słońca werandzie. Wypłowiała również wbita w zakurzony trawnik tabliczka „Do wynajęcia”. Ostre kalifornijskie słońce niczego nie oszczędza. Bentz zostawił laskę w samochodzie, obszedł dom, zajrzał w brudne okna, zobaczył zakurzone podłogi i zapyziałe ściany, niektóre tego samego koloru co dwanaście lat temu. Cofnął się, osłonił oczy i zerknął w okno na piętrze. Zaraz powróciły wspomnienia chaotycznego spokoju dawnej sypialni, scena, którą zobaczył ponad dziesięć lat temu, gdy stanął w progu. Pognieciona pościel na łóżku, kawałki szkła tam, gdzie wisiało lustro. Oczyma wyobraźni pokonał drogę do pokoju gościnnego na tym samym piętrze, pokoju, w którym Jennifer urządziła sobie gabinet. Pamiętał, że trochę trwało, zanim znalazł liścik, nie w widocznym miejscu, na przykład na stoliku czy szafce, ale głęboko w szufladzie biurka, zaadresowany do Kristi, skreślony ręką jego żony. Zawsze go to zastanawiało. List pożegnalny do córki wciśnięty między kartki poradnika psychologicznego, który Jennifer akurat czytała. Moja siła, czy coś równie egoistycznego. Ale wszystkie poradniki świata nie zdołały pomóc jego popapranej byłej żonie. Nie zostawiła listu w widocznym miejscu. Jakby się wahała. Albo czekała. Nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji. Wtedy, gdy znalazł list, odepchnął od siebie wątpliwości i wytłumaczył sobie, że Jennifer sknociła nawet własną śmierć, tak samo jak sknociła wiele rzeczy w życiu. Teraz powróciły stare pytania. A jeśli jej śmierć nie była samobójstwem? A jeśli to nie ona siedziała za kierownicą? A jeśli to była inna kobieta, którą zidentyfikował i pochował jako własną żonę? Kto, do cholery, rozkłada się w tym grobie? Zrobiło mu się niedobrze na tę myśl i szybko zawrócił z tej niebezpiecznej, krętej ścieżki. Wsiadł do samochodu i pojechał kilka kilometrów dalej, na cmentarz, gdzie, jak sądził, spoczywa Jennifer. Zaparkował w cieniu wielkiego dębu, wyjął portfel i odnalazł wyświechtaną wizytówkę detektywa Jonasa Hayesa z wydziału policji Los Angeles. Nosił ją od dwunastu lat i do dzisiaj pamiętał, jak Hayes mu ją wcisnął. – Słuchaj, gdybyś kiedykolwiek czegoś potrzebował – powiedział po pogrzebie, gdy niebo zasnuło się chmurami i zaczęło padać. Tak dawno temu... A teraz Bentz miał wątpliwości, czy w trumnie pod granitowym nagrobkiem naprawdę spoczywa Jennifer. Szedł po wyschniętym trawniku, znalazł jej grób, przeczytał prosty napis i poczuł dziwne ukłucie w sercu. Czy popełnił błąd? Czy w tym grobie leżą zwłoki innej kobiety? Wpatrywał się w trawę, jakby chciał przeniknąć wzrokiem suchą ziemię i zajrzeć do trumny, w której od dwunastu lat rozkłada się ciało. Lekki podmuch wiatru musnął go po karku, powietrze przesycił nagle duszący zapach gardenii. Czyżby ktoś wyszeptał jego imię? Odwrócił się przekonany, że zobaczy Jennifer, przywołującą go palcem, z tym zmysłowym uśmieszkiem, który stał się jej znakiem firmowym. Ale nie, nie opierała się o nagrobek, słońce nie zapalało refleksów w miedzianych lokach. Nie stała za ogrodzeniem z kutego żelaza.